Spłonął mi blog

A mimo wszystko go czytacie… Czyli krótka opowieść o tym, czy da się przywrócić bloga na WordPressie bez backupu.

Ale jak to? Bez backupu?

Problemy z backupem zdarzają się nawet najlepszym.
Dla mnie ten blog jest pewnym hobby. Sprawdza się też jako sposób utrwalania wiedzy, ale motywuje również do zagłębiania się w różne tematy. Jednak nie jest to jedyna czynność, którą wykonuję w czasie wolnym, więc pewne zaniedbania się pojawiły…

No i cóż… Backupu brak… A jednak (prawie) wszystkie wcześniejsze wpisy są 🙂

Internet nie zapomina…

Istnieje przynajmniej jeden projekt, który zapamiętuje internet na długi czas. Mówię tutaj o WebArchive. Miałem to szczęście, że ta strona została zaindeksowana.

Jednak copy-paste’owanie z formatowaniem, snippetami kodów dwudziestu kilku wpisów wydaje się dość karkołomnym zadaniem. Szczęśliwie WordPress jest popularnym tworem, zatem i różne usługi do niego zostały stworzone.

Pierwszym, co się udało zrobić, to odzyskać konfigurację wyglądu i pluginów. W internecie jest kilka serwisów – wystarczy wyszukać w Google „wordpress plugins detector online”. Z tego co pamiętam, to użyłem WPDetector.

Dodatkowo okazało się, że istnieje serwis, który na podstawie WebArchive potrafi ściągnąć całość witryny do postaci statycznej strony www. Jednak to nie wszystko. Istnieje tam też opcja eksportu treści bloga do formatu, który można zaimportować bezpośrednio do WordPressa.

Treść strony jest, ale metadane oraz sposób prezentacji pozostawiały wiele do życzenia. Formatowanie kodu było wspierane również w ograniczonym zakresie. Jednak XML jest formatem czytelnym dla przeciętnego programisty. Zatem trochę ręcznej redakcji, trochę find-replace i ostatecznie udało się odzyskać całość. Oprócz ostatniego wpisu…

Zatem zostało już tylko postawić VPSa z systemem operacyjnym, po czym zainstalować jakiegoś Nginxa, WordPressa z pluginami. Na koniec zostało zaimportować odtworzonego XMLa z wpisami i odzyskać certyfikat na domenie (letsencrypt forever 😉 ).

Podsumowanie

Lepiej mieć backup niż go nie mieć 😉 Zaoszczędziło by to kilka godzin pracy. Utraciłem również jeden wpis o Valhalli. Ale dobrze, że tylko jeden 😉

Na koniec dla ludzi oczekujących po tym blogu wpisów o Javie, zostawiam moją prelekcję „Java dla średnio zaawansowanych” na Warszawskim JUGu.

Średnia ocen. 0 / 5. Liczba głosów. 0

Brak ocen.

4 komentarze do “Spłonął mi blog”

  1. Fajna notka. Ja bym chętnie poczytał więcej, np jakie te XMLe były czy jak dokładnie rozwiązałeś ten czy tamten problem ale i tak dzięki za wpis.

    1. W sumie to pewnie byłby temat na kolejny wpis, acz wolę pisać (jeżli już, to) o Javie 😉
      Myślę, że temat dobrze wyczerpuje artykuł https://archivarix.com/en/blog/convert-archiveorg-to-wordpress/ Jakkolwiek po angielsku, to sądząc po Twojej stronie podpiętej do komentarza, to nie powinno ty być problemem 🙂

      Modyfikacja tego, co zostało wygenerowane przez ten mechanizm polegała na zmianach daty (importowana jest data modyfikacji, a nie utworzenia wpisu), dodania otagowania wpisów, customowej obsługi podświetlania kodu. Także linki trzeba było dodać ręcznie. Strony z tagami też zostały zinterpretowane jako osobne wpisy, więc takowe trzeba było usunąć.
      Komentarze do wpisów pominąłem przy imporcie – stwierdziłem, że za dużo z tym by było roboty. Obrazki również pominąłem – nie były one krytyczne, jeśli chodzi o treść wpisów.

      Możliwe, że coś pominąłem – odtwarzałem ten blog z miesiąc temu, więc możliwe, że już wyparłem z pamięci inne szczegóły tej pracy 😉

      Jeśli jeszcze jakieś pytania masz, to zapraszam do kontaktu mailowego (imię i nazwisko na gmailu), może coś pomogę 😉

  2. Jak jeszcze miałem bloga na WP to i tak pisałem go w Markdown i używałem gita do backapu: 1 artykuł = 1 plik „.md”. Edytor postów w WP wspiera kopiowanie Markdowna i auto aplikuje odpowiedni styl.

    Bardzo polecam taki mix, bo bezpiecznie można pisać sobie artykuł w swoim ulubionym edytorze tekstu, jednocześnie mając kontrolę nad treścią i formatem posta. Można też pisać np. podczas podróży pociągiem bez dostępu do Internetu i później tylko wypchnąć zmiany na serwer i przekopiować do WP.

    1. Dobry pomysł w sumie 😉
      Choć obstawiam, że jakby dobrze poszukać, to już pewnie istnieją gdzieś pipeline’y do githuba, które synchronizują gita do WP. To już w ogóle by była bajka 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *